wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 3

Wolnym krokiem ruszyliśmy w nieznane mi miejsce. Kurde.. Co ja robię? Idę gdzieś, nie wiadomo gdzie z kompletnie obcym chłopakiem. Bo ja przecież zawsze byłam bardzo nierozsądna, więc tradycję trzeba kontynuować.
- Powiesz mi może mądralo, gdzie idziemy? - odsunęłam się trochę i spojrzałam na niego. Nie wiem czemu ale przy nim czułam się... naprawdę bezpiecznie. Nigdy nie zaznałam takiego uczucia, było mi ono całkowicie obce. Przeraża mnie to, iż zaznaję go przy jakimś nienormalnym chłopaku, który prawie, że wszedł mi przez okno i znam go od niecałych 15 minut.
Świetnie.
- Nie takim tonem panienko. Idziemy do domu. - przerwał na chwilę i spoglądając na mnie, sprawdzał czy słucham - Do mojego domu. -warknął, dokańczając poprzednią wypowiedź, a mnie przeszły ciarki po plecach.
- Jak to do twojego domu?!- nie wiedziałam co mam zrobić. Iść z nim do JEGO domu?! A jak mnie zgwałci, poćwiartuje, usmaży i zakopie w ogródku?! Chłopak wyczuł chyba że jest coś nie tak, bo zatrzymał się na środku chodnika i zbliżył się do mnie, jak tylko mógł.
- Mała, co jest? - urwał, ujął moją twarz w dłonie. Patrzył się na mnie cały czas, ale ja błądziłam wzrokiem gdzie tylko mogłam byle nie patrzeć w jego oczy. - Rose, spójrz na mnie. - powiedział łagodnie, ale ja i tak zignorowałam jego polecenia i dalej staliśmy w ciszy. - Rose, powiedziałem, spójrz na mnie! - zażądał. Boże... Jak można mieć tak zmienne humorki?
Jego głos nie był już taki łagodny jak trzydzieści sekund temu. Teraz był bardziej stanowczy, pewny siebie, groźny, głęboki i szorstki. Przestraszyłam się go więc postanowiłam nie ryzykować i łaskawie spojrzeć w jego paczadła.
- Grzeczna dziewczynka. - dodał, gdy tylko moje oczy skierowały się na jego. Były takie... piękne...szmaragdowe... Okalały je krótkie, ale za to gęste rzęsy. - A teraz powiedz mi, co się stało. - słychać było, że wypowiedział te słowa najmilej i najłagodniej, jak tylko teraz potrafił. Jego ciało opętane było przez złość, czystą złość, którą można było wyczuć z kilometra.
W pewnym momencie poczułam jego ciepły oddech przy moim uchu. - Rose, co się stało? - wyszeptał urywek poprzedniego zdania. Warto mu to powiedzieć? Czy mnie nie wyśmieje jak mu to powiem? W sumie... Nie mam już i tak nic do stracenia.
- Boje się. - moja wypowiedź była krótka, ale wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie było potrzeby tłumaczenia się i tracenia przy tym cennego czasu. Mimo, że miałam pewne obawy co do pójścia z nim, chciałam tego. Chociaż serce waliło mi niemiłosiernie mocno ze strachu, jednak jakaś jego część biła z podniecenia, radość, że w końcu nie będę w patologicznej rodzinie..
- Nie ma czego. Poznasz moich rodziców.. Mówię ci, pokochasz ich! A jak nie to... - uśmiechnął się łobuzersko i przestał trzymać moją twarz. Odsunął się na milimetr i złapał tym razem moją dłoń. - A jak nie zaadoptują cię moi rodzice to... ja! - szczęka mi opadła. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Chłopak... Ej nawet nie wiem jak ma na imię -.- Dobra tam.. Jakiś nieznajomy chce mnie zaadoptować?! Zgadzam się... Może być i on, byleby się wynieść od tej patologii zasranej.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 2

Wolnym krokiem przekroczyłam próg mieszkania. Weszłam w głąb mojego domu i od razu rozpoznałam zapach tych kolesi, których ojciec nazywa "kolegami"... No ja bym tak tego nie nazwała. Nienawidzę ich... Nie raz próbowali mnie zgwałcić, uprowadzić, ale mojego tatusia kochanego nic nie obchodziło, nawet ja. No cóż, tak w życiu bywa. Jak najszybciej skierowałam się do swojego pokoju, aby uniknąć spotkania z tymi kolesiami. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. Czy ja kiedykolwiek znajdę osobę przy której będę mogła swobodnie płakać, przytulić się, wyżalić lub po prostu kochać?
Nagle usłyszałam pukanie w okno. Zignorowałam to, bo zapewne jak co wieczór drzewo stukało. Jednak po niecałych 5 minutach braku odzewu z mojej strony, pukanie zaczęło narastać.
- Kurwa, co jest? - szepnęłam i z mega mocno bijącym sercem podeszłam do okna. Lekko odciągnęłam firankę i ujrzałam... chłopaka? Ale nie byle jakiego... Był jak anioł! Piękna twarz, lekko różowe policzki, zielne oczy i śliczne loczki.
Cud, miód, malina!
Otworzyłam okno i wysadziłam głowe.
- W czymś pomóc?
- No może.. Jakbyś mnie wpuściła.
- Jak chcesz kogoś przelecieć, to możesz iść do budynku, dwie przecznice dalej. - facepalm i już chciałam zamknąć okno, ale mój osobisty Angel mi na to nie pozwolił.
- Chce ciebie.
- No a ja chce różowego jednorożca, na złotym rumaku. Dasz mi? - wywróciłam oczami i z powrotem położyłam się na łóżku.
- Nie, ale mogę Ci dać co innego.
- Ta kurwa, to wykombinuj mi normalną rodzinę, wtedy pogadamy. - powiedział i wróciłam do gapienie się w sufit.
- Ej mała, co się stało? - jego głos był taki... troskliwy? Matko co to ma być?
- Serio chcesz wiedzieć, co się stało?! Chcesz słuchać o moim beznadziejnym życiu, które nie ma żadnego sensu?
- Wszystko ma sens... - powiedział cicho swoje bardzo udane pocieszenie.
- Zaskoczę Cię, nie wszystko. - powiedziałam i zaczęłam opowiadać moje życie od kiedy pamiętam do teraz...
- Nie wiedziałem.. Nie płacz, proszę.
- Jak mam nie płakać?! Chciałabym, żeby chodź jedna osoba w życiu szczerze mnie pokochała, chociaż na 5 minut... - rozbeczałam się jak małe dziecko. Nie mogę, nie pokażę swojej słabości.... Ugh.. Już to zrobiłam :(
- Chodź ze mną.
- Co..? Ale gdzie? - o co mu chodzi?
- Zobaczysz. Nie będziesz więcej cierpiała, nigdy. Obiecuję. - Pocałował mnie delikatnie w policzek i pociągnął w stronę okna. - Nie pożałujesz. - i skoczyliśmy w dół.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 1

Każdego dnia zastanawiam się, dlaczego nie mogę mieć normalnej, kochającej się rodziny...Co ja takiego zrobiłam, że Bóg obdarował mnie ojcem pijakiem i matką ćpunką? Wolałabym dorastać w domu dziecka niż w takiej kompletnie do kitu rodzinie. No ale kto by się tam interesował taką małolatą jak ja? Do szkoły chodzę zawsze w szmatach, uczę się jak uczę... Nie mam nawet do kogo gęby otworzyć, że tak powiem... A to wszystko przez nich... Aż wstyd mi się przyznawać że są moimi rodzicami...
Z zamyślenia wyrwał mnie nagle trzask drzwi od klasy. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć kto wszedł lub wyszedł. Okazało się że to ten nowy co miał przyjść już tydzień temu, ale jak to pani uznała: pewnie mu się nie chciało...
- No gówniarze! - jaka ona miła, nikt nie spodziewałby się, że tak potrafi. Przewróciłam tylko oczami i z niechęcią spojrzałam w stronę dobiegającego szumu. - To jest Harry. Przywitajcie go miło, tylko później, a teraz do lekcji! No więc proszę mi powiedzieć co to jest... - nikt dalej nie słuchał. Każdy obserwował Harry'ego. Jego ruchy... Sposób w jaki miał ułożone włosy... Widać było, że już wszystkie z klasy na niego lecą. No niestety mnie nie przekonał. Nie, że coś ale.. Wole kogoś mniej.. A co tam i tak nikogo nie będę miała. I tak zagubiona w swoich własnych myślach gapiłam się na lasek za oknem, ale ten babsztyl mnie sprowadził na ziemię szybciej niż się spodziewałam.
- Panno Smith! Czy pani uważa na lekcji?!
- Oczywiście.
- Proszę wstać jak do ciebie mówie!
- Może ukłon do tego? - Ja nie mogę... Jak ona wkurwia...
- Za wiele tego! Zostajesz dzisiaj po lekcjach! To cię nauczy dyscypliny! Nikt nie będzie mi tutaj pyskował.
- A na korytarzu można?
- Przez cały tydzień będziesz siedziała po lekcjach i dostawała więcej do domu!
- Hehe no chyba nie. - i wyszłam. Szczerze? Mam dość tych przemądrzałych ludków, który myślą, że są najlepsi i mogą nami rządzić tylko dlatego, że są starsi. Gówno mnie obchodzi co teraz zrobią lub czego nie zrobią. Krótko mówiąc: mam na nich wyjebane.
Idę sobie właśnie do wyjścia, gdy słyszę ciężkie kroki i kogoś ciepły oddech za mną.
- A myślałem, że ty to taka świętoszka. - zaśmiał sie nowy i dorównał mi kroku.
- Hahah a ja myślałam że ty to kujon. - odpowiedziałam z sarkazmem, który miał być dla niego oznaką, że ma mnie zostawić w spokoju. Ale jednak nie ogarnął aluzji.
- A skąd wiesz, że nie jestem? - spojrzałam na niego z facepalmem i wyszłam ze szkoły. Na tym dla mnie zakończyła sie nasza rozmowa i... znajomość.
- Ej! Może pójdziemy gdzieś razem? - Eh... Czy on jest idiotą czy debilem udającego idiote?
Nie no... Jest przystojny, bo zawsze podobali mi sie chłopacy w loczkach i te zielone, kocie oczy, ale dzisiaj nie miałam najmniejszej ochoty na spotykanie sie z kimkolwiek, a już na pewno nie z nim.
- Niech pomyśle... Nie? - odpowiedziałam pytaniem i wyszłam z terenu szkoły na chodnik.
- Nie daj sie prosić.
- Nie mam wcale zamiaru. Cześć. - i poszłam jak najszybciej w stronę Lewiatana. Kocham go. Bo to jedyny polski sklep w okolicy.(przypuśćmy że tam jest xD) który przypomina mi Polskę i moje wspaniale spędzone w niej dzieciństwo. A nie teraz siedzę w tej zasranej Anglii.
Byłam już dwa metry od wejścia do sklepu, gdy "napadli" na mnie jacyś kolesie.
- No siema laska.
- O kurwa. Paczcie jaka dupa.
- Ja pierdole tylko zabrać i wyruchać.
- Ja pierdole tylko zajebać i zakopać. - odpowiedziałam im tak miło jak tylko mogłam i weszłam do środka po żelki. Wżerałam je tonami. I love it <3
Weszłam w drugą alejkę od początku. Lewiatan jest duży więc szybko odnalazłam moje skarby i stanęłam w kolejce.
- Proszę. - powiedziała kasjerka, a ja położyłam przed nią żelki Haribo. Zeskanowała kod i od razu wypowiedziała ceną jaką miałam zapłacić.
- 2.59 - podałam jej odpowiednią sumę i nie czekając na resztę wyszłam.
- Oooo... Niunia sie znalazła. - ignoruj Rose, ignoruj.
- Hahaha może gębę ma ładną ale dla mnie chodzi jak pokraka. - tak to kurwa nie będzie.
- Widać że umawiasz sie z gorylami, bo modelki nie widziałeś. - odpowiedziałam, a koledzy tego idioty zaczęli sie śmiać.
- Hhahah stary! Ale ci laska pojechała. Jaka beka! Hahaha.
- Zamknij tą paszczę bo ci kurwa naszczę! - słabe.
- Ty lalunia! Wracaj no tu! - no chyba jak nie. Bay panowie.
Szłam spokojnie dalej, ignorując to, że ci faceci, a nie sorry... chłopacy szli za mną. W końcu jednak na szczęście odpuścili i sobie poszli. No i dobrze. Ja zaś myślałam o tym co mnie czeka w domu. Recz jasna, że modelką nie jestem, ale coś wymyśleć musiałam. Szkoda tylko, że żyję w domu przemocy. Ojciec pije, pali, a nawet ćpa. Matka? Ma to głęboko gdzieś i daje dupy na lewo i prawo oraz ćpa, przez co od ojca obrywa się mi. Ale co mi tam... Już dawno przestało boleć. Bo niby te siniaki, zadrapania... Ale najważniejsze, że już nic nie czuje. A z resztą... obojętne mi to. Poczekam jeszcze pół roku, a będę mogła wynieść sie z tego chorego domu, spełniać marzenia i prowadzić normalne życie, jak każda dziewczyna w moim wieku, tyle, że sama. 

czwartek, 13 marca 2014

Prolog

- Zostaw! Puszczaj mnie!
- Co ty powiedziałaś?! Nie ujdzie ci to na sucho!!
- Aał! Proszę... Zostaw...! Błagam!
- Nikt nie będzie mi rozkazywał! Masz za swoje !!
- Nie! Ja nie chce!! Ja nie chce...

Codzienne dylematy przyprawiały mnie o mdłości... Codzienne przechodzenie przez próg wprawiało mnie w przeprażenie... Codzienne, naturalne rzeczy były dla mnie nie lada wyzwaniem... Chce to już skończyć...Dłużej się tak nie da... Ja już nie dam rady...

Bohaterzy


Rose Smifh
Cicha, szara myszka. Dziewczyna z milionami
marzeń, które są dla niej nie do spełnienia. Mimo
iż nie jest "pępkiem świata", ma charakterek i
potrafi zawalczyć o swoje, co jest w jej sytuacji
niezmiernie potrzebne...
 

Harry Styles
Słodki idiota. Jest ciepły, przyjazny, kocha i umie
gotować oraz sprzątać. Jednym słowem idealny chłopak.
Jest on obiektem pożądania wielu dziewczyn, nie tylko
tych w swoim wieku, ale także dorosłych pań.

Na co dzień normalny chłopak, ale pod maską kompletnie inny człowiek...

Inni, drugoplanowych bohaterów dodam w trakcie opowiadania.
Pierwszy rozdział i prolog już niebawem!
ZAPRASZAM DO CZYTANIA ;3 !